Jeffrey A. Tucker – Dlaczego Jordan Peterson miał łzy w oczach podczas swojego wykładu w Budapeszcie

Niemal od pierwszych słów swojego wykładu na otwartym powietrzu w Budapeszcie, zorganizowanego na dziedzińcu bazyliki św. Stefana, Jordan Peterson miał łzy w oczach, a jego głos załamywał się pod wpływem emocji. Niejednokrotnie. Działo się tak raz za razem. Jego oczy w ogóle nie wysychały od łez. Widownia mogła to zobaczyć dzięki kamerom i ogromnym telebimom, które sprawiły, że był dwadzieścia pięć razy większy niż zwykły człowiek, co przy okazji dość dobrze oddaje jego pozycję i status jako intelektualisty w tej części świata. W zasadzie to w większości miejsc na świecie…

Tym niemniej tamta noc była interesująca, ponieważ jego łzy nie były w żadnym razie ani sztuczne, ani udawane. Był to pokaz ekstremalnej wrażliwości, której z pewnością nie chciał on okazywać. Uderza mnie to, jak bardzo emocjonalną osobą – ulegającym nastrojom wrażliwcem – jest Peterson. I to mimo iż zapewne całe życie pracował nad tym, by nauczyć się to powstrzymać.

Tym razem się nie udało. Wkrótce, podczas jego pełnej pasji przemowy na temat godności każdej jednostki oraz odpowiedzialności za życie w prawdzie, również osoby z publiczności miały oczy pełne łez – pośród przejmującej ciszy, która zapadła nad ogromnym tłumem ludzi w trakcie godzinnego wykładu.

Peterson nigdy tak na dobrą sprawę nie wyjaśnił swoich emocji. Tym niemniej sądzę, że ja potrafię to zrobić. Oto moja próba.

Rebelianci

Po pierwsze niemałą rolę odegrało tu przedstawienie i zaprezentowanie Petersona w tej ogromnej teatralnej przestrzeni, wypełnionej błyskami fleszy, fanfarami i oceanem miłości nie tylko ze strony posiadaczy biletów (a niełatwo było je dostać), ale także ze strony równie licznego tłumu znajdującego się za barierkami, rozciągającego się aż okiem sięgnąć. Ciężko nie uznać tego za pokaz niesamowitej sympatii i uznania dla Petersona jako dla człowieka, dla jego pracy, wpływu jaki wywiera na innych, jego odwagi osobistej, oraz dla jego przesłania. Zarówno tłumy, jak i oczekiwania względem prezentacji Petersona wprost przytłaczały.

Peterson musiał wówczas zestawić ze sobą opisane powyżej okoliczności z niebywałą ilością nonsensownych informacji jakie miał zapewne okazję przeczytać na swój temat w mediach głównego nurtu, o literaturze naukowej nie wspominając, wespół z tym, co produkują lewicowe strony internetowe standardowo przekręcające czyjeś słowa tylko po to, by potwierdzić swoją niedorzeczną narrację. Petersonowi wypominane jest każde słowo, każdy z wstawionych przez niego przypisów szczegółowo analizowany, a podawane przez niego analogie dekonstruowane w ramach niekończącej się gry w „Mamy cię!”. Wszystko po to, by umieścić go w jednej z uprzednio zdefiniowanych kategorii politycznych, by przykleić mu łatkę, którą można następnie łatwo skrytykować i odrzucić.

Peterson jest celem dla tych, którymi łatwo jest manipulować. Polujący na czarownice w mediach i w środowisku akademickim widzą w nim znajdującego się pod ręką kozła ofiarnego. W samym środowisku naukowym jest on obiektem nieustającej zazdrości. Stawiając czoła wszystkiemu, co go spotkało, w tym także organizowanym na uniwersyteckich kampusach protestom i napaściom ze strony mediów, pozostał odważny i nieugięty. Nie dał się zastraszyć. Zamiast tego wykorzystał uwagę, jaką mu poświęcono, by przebić się ze swoim przekazem. Jeśli uda ci się przedostać przez cały ten nonsens produkowany na temat Petersona i jeśli dodatkowo lubisz go i doceniasz jego pracę, oznacza to, że jesteś posiadaczem wnikliwego i bystrego umysłu, rebeliantem występującym przeciwko konwencjonalnym mądrościom. Okazuje się, że takich rebeliantów bynajmniej nie brakuje.

Zgromadzona publiczność – nie dysponuję żadnymi szacunkami, lecz około dwudziestu tysięcy osób wzięło udział w wydarzeniu, którego „gwoździem programu” był Peterson – mogła mu się wydać czymś w rodzaju hołdu dla odporności i wytrzymałości ludzkiego ducha. To, że ci ludzie w ogóle się tam znaleźli, poszukując nie tyle potwierdzenia swoich politycznych uprzedzeń, ile raczej by lepiej zrozumieć osobiste cele, pokazuje, że możni tego świata nie mają kontroli nad wszystkim.

Peterson jest zaledwie pojedynczym człowiekiem, występującym ze swoim przekazem przeciwko najpotężniejszym mediom tego świata, środowisku naukowemu oraz rządom, a mimo to – wyłącznie za pomocą idei, zaczynając po prostu jako jeden facet w sali wykładowej – stał się najbardziej wpływowym intelektualistą na świecie.

Co do jego emocji tamtej nocy, Jordan prawdopodobnie odczuwał wdzięczność za to, że obdarzono go tak wielką sympatią, a także za to, że powierzono mu zadanie inspirowania ludzi do tego, by stawali się intelektualnymi dysydentami. To w zupełności wystarczy, by rozpłakać się z radości.

Miasto Budapeszt

Wiele rzeczy chwyta cię za serce, gdy jesteś w tym zdumiewającym i nieopisywalnie pięknym mieście. Długa i bogata historia obecna jest gdziekolwiek nie spojrzysz. W zasięgu wzroku, niezależnie od miejsca, w którym stoisz, dostrzegasz ślady tragedii. Rzeka Dunaj i jej mosty, zamki, zachwycający budynek parlamentu, kościoły i uniwersytety – nie są to zakurzone, stare pomniki, lecz miejsca pozostające w użytku pośród tętniącego życiem handlu, łączącego historię z nowoczesnością.

Całe miasto wydaje się być niezwykle młode duchem, podobnie jak to zapewne miało miejsce w drugiej połowie XIX wieku, w ostatnich latach Belle Époque, gdy Budapeszt kulturowo i handlowo konkurował z Wiedniem. To magiczne miejsce, w moich oczach zachwycające jak żadne inne.

Lecz to, co widzisz, jest zaledwie tym, co znajduje się na powierzchni. Blizny tego miasta są niezwykle głębokie, jako że przeszło ono potężną traumę związaną z prawicowymi i lewicowymi totalitaryzmami, z bombardowaniami, terrorem, okrucieństwem i biedą – doświadczeniami nie tak znowu historycznie odległymi. Zostało dwukrotnie poddane tyranii ze strony komunistycznych okupantów, najpierw po I, a następnie po II wojnie światowej, w międzyczasie doświadczając nazistowskiej okupacji i wyniszczających alianckich bombardowań, które doprowadziły do zniszczenia miejskiej infrastruktury (która w całości została już odbudowana).

Mimo to możesz spacerować po mieście i nie dostrzec tego ewidentnego cierpienia. Miasto, które dość dobrze poradziło sobie z tą mroczną przeszłością, stanowi hołd dla nadziei, która przetrwała w obliczu przytłaczających sił, mających na celu zniszczenie go. Miasto żyje. Rozwija się i prosperuje. Ponownie wypełnia się marzeniami.

Poza tym, że jest psychologiem, Peterson jest także historykiem totalitaryzmu. Można co prawda odczytywać historię niczym suche sprawozdanie z wydarzeń, lecz on jej w ten sposób nie odczytuje. Dobrzy historycy relacjonują i opowiadają o wydarzeniach ze szczegółami. Wielcy historycy opowiadają historie i opowieści tak, jak gdyby sami je przeżyli. Peterson jest na kolejnym, wyższym poziomie: dostrzegł wewnętrzny filozoficzny i psychologiczny chaos i zamieszanie, które ukształtowały historię poprzez moralne wybory dokonywane zarówno przez ciemiężonych i ciemiężycieli. Stara się zrozumieć wewnętrzną grozę i przerażenie z punktu widzenia ludzkiej natury.

Jak dość wyraźnie dał do zrozumienia w nieco zatrważającym momencie swojego wystąpienia, czytał o historii Węgier i totalitaryzmu „nie jako ofiara, nie jako bohater, lecz jako sprawca”. Chodziło mu o to, że musimy pogodzić się z tym, że zło jest nie tylko czymś dla nas zewnętrznym, lecz siłą głęboko zakorzenioną, zadomowioną w ludzkiej osobowości – nie wyłączając nas samych. Jakiego rodzaju cechy charakteru potrzebujemy wykształcić, jakiego rodzaju wartości musimy przyjąć, by móc przygotować się na stawienie oporu złu, gdy zaprasza nas ono do wzięcia udziału w aktach przemocy i terroru? Peterson nie przestaje nam przypominać, że jesteśmy zdolni do czynienia zarówno dobra, jak i zła. Zachęca nas, byśmy byli przygotowani do tego, by wieść dobre życie, nawet jeśli nie jest to w naszym politycznym i gospodarczym interesie.

Siedzieliśmy tak na placu św. Stefana na zewnątrz bazyliki, wypełnionym po brzegi młodymi ludźmi, którzy przyszli tam, by wysłuchać Petersona i jego przesłania, w tym niesamowitym mieście stanowiącym hołd dla wytrzymałości ludzkiej w obliczu stu lat opresji i przemocy. A mimo to byliśmy tam tamtego roku, w okresie pełnym nadziei, gdy każdemu dano jeszcze jedną szansę na uporządkowanie swojego życia, na traktowanie innych z godnością i ponowne budowanie pokoju i dobrobytu.

Wyraz twarzy Petersona i łzy w jego oczach zdawały się sugerować mu i pozostałym: jesteśmy w stanie to zrobić. Nie poddamy się złu. Możemy być silni. Jesteśmy w stanie uczyć się, budować i osiągać nasze cele. Wbrew wszelkim przeciwnościom Peterson wyłonił się jako wiodący głos, dzięki któremu rosną szanse na osiągnięcie sukcesu w naszych czasach.

Dlaczego właśnie tamtej nocy

Wcześniej słyszałem już Petersona na żywo i podobnie jak wy obejrzałem wiele jego wykładów i wywiadów na YouTube. A jednak zapewniam was, że nigdy nie słyszałem czegoś takiego, jak to, co powiedział tamtego wieczora. Zostanie to dla potomnych.

Druga część jego prezentacji była nieco lżejsza, z uroczymi „jednominutowymi sesjami terapeutycznymi” przeprowadzonymi na scenie z ludźmi z widowni, które ponownie okazały się niezwykle dogłębne. Teraz coś, co jest w tym wszystkim niesamowite: odkrywasz, że istotą Petersona nie są ani jego poglądy polityczne, ani jego rola jako eksperta od kultury, historyka czy filozofa, lecz jego zawodowe przygotowanie do roli psychoterapeuty. Jeden człowiek pomagający jednostce znaleźć drogę naprzód, wiodącą przez okropieństwa życia. Dzięki technologii Peterson odnalazł się w uświęconej roli służącego pomocą milionom chętnych czytelników i słuchaczy.

Pewnie w dalszym ciągu nie zdaje on sobie w pełni sprawy z tego, jak wielki wywiera wpływ. Podejrzewam, że przykładowo nie jest świadom kluczowej roli, jaką odegrał w amerykańskim życiu politycznym gdy ledwie trzy lata temu młodzi mężczyźni byli przyciągani przez tzw. alternatywną prawicę (alt-right) stanowiącą odpowiedź na fałszywe moralizatorstwo lewicy spod znaku sprawiedliwości społecznej. Przyciągnął ich do siebie odważnym sprzeciwem wobec prób ograniczania wolności słowa. Dobrze wiedział, że nie należy trzymać z żadną ze stron i z żadnym ekstremów. Nauczał swoich nowych fanów o potwornościach związanych z każdym rodzajem polityki tożsamościowej (identity politics) – oraz o moralnej, pilnej potrzebie odwołania się do uniwersalnej godności ludzkiej – czym słusznie zapracował sobie na gniew ze strony przywódców alternatywnej prawicy. Tym samym przyczynił się do uratowania całego pokolenia przed całkowitą zagładą w tych jakże nieprzewidywalnych czasach. Peterson zasługuje za to na wdzięczność każdego prawdziwego liberała, lecz – o ile mi wiadomo – nigdy publicznie nie uznano go za autora tego osiągnięcia.

„Ego Sum Via Veritas et Vita”, głosi inskrypcja nad wejściem do budapesztańskiej bazyliki. Jestem drogą, prawdą i życiem. Przypomina nam to o uniwersalnym poszukiwaniu kierunku, celu, znaczenia oraz odkupienia pośród chaosu i anomii narracji historycznej. Peterson nie jest człowiekiem religijnym, lecz szanuje on religijny etos i jego zasługi. Tamtej nocy był on kaznodzieją dobroci, obywatelskości i moralnej siły stawiającej czoła wyzwaniom. Tamtej nocy w Budapeszcie objawiła się poetyka tego wszystkiego wraz z obietnicą, że dobro i przyzwoitość mogą zwyciężyć: pośród zgromadzonych i w samym mieście. Te połączone siły zainspirowały go do przemawiania pełnym głosem.

Właśnie dlatego płakał ze szczęścia.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – –

Autor: Jeffrey A. Tucker
Źrodło: aier.org
Tłumaczenie: Przemysław Hankus
Redakcja: Adam Danisz (Jordan Peterson – Polska)

Jeffrey Tucker jest redaktorem naczelnym American Institute for Economic Research, autorem tysięcy artykułów naukowych i popularnych oraz ośmiu książek wydanych w pięciu językach. Tematyka jego prac oscyluje wokół tematów ekonomii, technologii, filozofii społecznej i kultury.

Jordan Peterson w Budapeszczie cz.1 - Jedna osoba może uratować świat... [Napisy-PL]

Zaloguj się używając swojego loginu i hasła

Nie pamiętasz hasła ?